Ta strona używa plików Cookie. Korzystając z tej strony zgadzasz się na umieszczenie tych plików na twoim urządzeniu
Język polskiJęzyk polski
pin ul. św Jacka 16, 30-364 Kraków
clock

Sekretariat czynny:
9:00 -12:00 | 14:00 -17:30 | 18:00 -19:00

pinclockphonemailmail

ul. św Jacka 16, 30-364 Kraków

Sekretariat: 9:00 -12:00 | 14:30 -17:30 | 18:00 -19:00

Strona główna

 

up-arrow
12.02.2021

O. Jordan za św. Dominikiem: „Trzeba siać ziarno..., a nie je gromadzić”

O. Jordan za św. Dominikiem: „Trzeba siać ziarno..., a ...


O. Jordan za św. Dominikiem:
„Trzeba siać ziarno..., a nie je gromadzić”

Z dziennika duchowego o. Franciszka M. od Krzyża Jordana

 

#ZJordanemKuBeatyfikacji

 

homilia – piątek V tygodnia zwykłego (rok I), 12 lutego 2021
Rdz 3, 1-8; Ps 32, 1b-2.5-7; Mk 7, 31-37

 

„Jezus opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu. Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok, z dala od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: «Effatha», to znaczy: Otwórz się. Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić. Jezus przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali. I przepełnieni zdumieniem mówili: «Dobrze wszystko uczynił. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę»” (Mk 7, 31-37).

 

Wczytując się w teksty biblijne, które dziś usłyszeliśmy w czasie liturgii, odkrywam w sobie dwa poruszenia. Pierwsze jest związane z zachowaniem człowieka po grzechu. Gdy mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Boga przechadzającego się po ogrodzie, „skryli się” przed Bogiem” (Rdz 3, 1-8). Natomiast psalmista, już nawrócony, - bo i on miał odruch uciekania, zamykania się w sobie -, dzieli się: Grzech wyznałem Tobie i nie skryłem mej winy. Rzekłem: «Wyznaję mą nieprawość Panu», a Ty darowałeś niegodziwość mego grzechu. Psalmista zachęca nas do otwartości wobec Boga. On, który początkowo usiłował ukryć przed Bogiem swój grzech, z radością wyznaje: „Szczęśliwy człowiek, któremu odpuszczona została nieprawość, a jego grzech zapomniany”. Wie, o czym mówi, bo sam tego doświadczył. Jakie są konsekwencje ukrywania przed Bogiem swojej nieprawości? On odpowiada: „Póki milczałem, schnęły kości moje, wśród codziennych mych jęków. (…), język mój ustawał jak w letnich upałach” (Ps 32, 3-4). Kiedy w stanie grzechu zamykamy się w sobie, kiedy nie chcemy zbliżyć się do Boga, aby wyznać swój grzech i doświadczyć przebaczenia, kiedy w ten sposób, w oddaleniu od Boga, milczymy, nasze kości usychają, starzeją się. Nasze funkcjonowanie można opisać ciągiem słów: „stary, starszy, jeszcze starszy,… trup”; bo wszystko zmierza jedynie do śmierci. Człowiek uciekając od Boga i próbując zataić przed Nim swoją nieprawość, usycha, starzeje się, ogromnie cierpi, jęcząc umiera. Prawda o sobie wypowiedziana przed Miłosiernym wyzwala: „Grzech wyznałem Tobie i nie ukryłem mej winy. Rzekłem: ‘Wyznaję [przeciw sobie] mą nieprawość Panu’, a Ty darowałeś niegodziwość mego grzechu” (Ps 32, 5). Kończąc modlitwę psalmista dzieli się obserwacją: „Liczne są boleści grzesznika, lecz łaska ogarnia ufających Panu” (Ps 32, 10). Liczne są boleści tych, którzy z nieprawością próbują sobie poradzić sami; tych zaś, którzy ufają Panu, ogarnia łaska, ogarnia miłosierdzie.

Tu odnajduję pierwszy impuls, by zajrzeć do dziennika duchowego, w którym znajdujemy świadectwa otwartej rozmowy Jordana, świadomego swojego grzechu, ze Zbawicielem, np.: „O Panie, zmiłuj się nade mną, nędznym i niegodnym grzesznikiem!” (DD I 70). W czasach seminaryjnych modli się: Panie Jezu Chryste, mój Zbawicielu i Odkupicielu, jedyny Boże, Jeden i Trójosobowy, Niewypowiedziany i Niepojęty w wieczności, oto klęczę przed Tobą jako najokropniejszy grzesznik. Wyznaję przed Tobą, moim Bogiem, i przed całym Dworem Niebieskim, i przed wszystkimi stworzeniami, że sam z siebie tylko jestem zły i w ogóle bez Ciebie, mój Panie i mój Boże, nie mogę niczego dobrego uczynić. Dlatego zaświadczam wobec Ciebie i wobec wszystkich stworzeń: Wszystko, co jest we mnie dobre, pochodzi od Ciebie, i co dobrego dokonałem, dokonuję lub jeszcze dokonywać będę, zawdzięczam Twojej pomocy. Dlatego niech będzie jedynie Tobie cześć, potęga i chwała od wszystkich stworzeń na całą wieczność. Amen” (DD I 101). A jako kapłan, już w Rzymie, 10 listopada 1878 r., po Eucharystii, najpierw zachęca siebie do aktywności ku wypełnieniu rozpoznanej woli Bożej: „Dokonaj tego dzieła na chwałę Bożą i dla zbawienia dusz!”, a potem dodaje poruszającą modlitwę: „O Jezu, słodki Balsamie, pachnący we mnie, grzeszniku! O moja Miłości!” (DD I 149). Pogrzechowy odór gnilny zostaje uleczony przez balsam Bożego miłosierdzia i zastąpiony piękną wonią Chrystusową.

W Ewangelii zatrzymał mnie obraz Jezusa przemierzającego posiadłości Dekapolu, idącego z Tyru przez Sydon nad Jezioro Galilejskie, a więc przechodzącego przez ziemie pogańskie. Ale najmocniej moją uwagę przyciągnął gest Jezusa względem głuchoniemego, który został do Niego przyprowadzony: „włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka”. Warto powiedzieć, wydaje się, że sformułowanie „włożył palce w jego uszy” jest bardzo delikatne; jest bardzo „religijnie poprawne” (by już nie mówić, że „politycznie poprawne”), bo w użytym przez Ewangelistę czasowniku jest ogromny dynamizm, którego nie oddaje czasownik „włożyć”. Skorzystajmy z innych fragmentów, w których występuje greckie „ballein”. Tego czasownika użyje ojciec epiletyka; opowiadając Jezusowi dramat swojego syna, powie że zły duch często „wrzucał” go w ogień i w wodę (Mk 9, 22). Uboga wdowa „wrzuciła” do skarbony dwa pieniążki (Mk 12, 42), a Jezus ocenił, że „wrzuciła” wszystko, co miała (Mk 12, 44). Jeszcze lepiej dynamizm wyrażony w greckim „ballein”, odda odwołanie do czasownika złożonego „ekballein”, wyrażającego przeciwny kierunek działania: „wyrzucić”. Ewangelista Marek sygnalizuje, że Duch „wyprowadził” Jezusa na pustynię (dosł. „wyrzucił” - Mk 1, 12). Jezus zaprasza nas do modlitwy: „Proście Pana żniwa, aby wyprawił robotników na żniwo swoje” (dosł. „wyrzucił” - Mt 9, 38; Łk 10, 2). Ten czasownik występuje tam, gdzie mowa o „wyrzucaniu” złych duchów przez Jezusa lub przez Jego uczniów (np. Mk 3, 15; 7, 26) albo wyrzucaniu przez Jezusa sprzedających i kupujących w świątyni (Mk 11, 15). Zbierzmy te intuicje. Duch Święty, podobnie jak Jezusa „wyrzucił” na pustynię, z całą mocą wyprowadza nas na miejsce osobne, na modlitwę. Czasem musi nas do udania się na modlitwę nie tylko zdopingować, ale wypchnąć, a nawet z mocą wyrzucić. Również Duch Święty wyprawiając apostołów w drogę musi ich wypchnąć, wygnać, wyrzucić… bo sami niekoniecznie do tego się kwapią. Przypomnijmy choćby Ezechiela, który otrzymał polecenie udania się do swoich rodaków „o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach” (Ez 2, 4). Owszem, podniesiony przez Pana, wyrusza „zgorzkniały”, ale również „z podnieceniem w duszy” i wyznaje: „a mocna ręka Pańska spoczywała nade mną” (Ez 3, 14).

Słowo: „włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka”, pozwala mi odczytać o. Jordana jako człowieka modlitwy i apostolstwa ukształtowanego przez Ducha Bożego. W Ewangelii widzimy Jezusa, który z właściwą Bogu mocą i właściwym Bożemu działaniu dynamizmem włożył palce w uszy głuchoniemego, a śliną dotknął jego języka. W tym geście dokonuje się taka Boża „inwazja”, wejście Boga w życie wewnętrzne człowieka. W osobie głuchoniemego mamy do czynienia z kimś, kto utracił bądź nigdy nie miał zdolności zarówno słuchania, jak i mówienia. A Jezus leczy oba te zmysły: i słuch, i mowę. Przenosząc się z rzeczywistości cielesnej do rzeczywistości duchowej, moglibyśmy powiedzieć, że Jezus otwiera nasze uszy na usłyszenie słowa Bożego i równocześnie otwiera nasze usta, abyśmy głosili Jego chwałę, abyśmy głosili Jego słowo innym. Wspomniałem, że ten obraz pozwala mi spojrzeć na doświadczenie o. Jordana. Jego przedłużona, - jego bardzo, ale to bardzo długa modlitwa -, to przestrzeń, w której pozwolił, by Kyrios przeprowadził „inwazję” w jego zewnętrzny świat; pozwolił, by Pan „zakłócił” Bożym planem jego plany. Modlitwa była czasem, kiedy Duch Święty otwierał uszy Jordana na słowo Boże, czerpane z Pisma Świętego czy z życia świętych. Ta przedłużona modlitwa z pewnością była czasem wielu bolesnych operacji, w czasie których bez znieczulenia, bez uśpienia (ileż razy modlił się w nocy!), pozwalał, by słowo Boże „dotknęło jego życia, by je zakwestionowało, by go zachęcało, by go zmobilizowało”, by orędzie słowa Bożego przeniknęło go nie tylko w sferze intelektualnej, ale „biorąc w posiadanie całe jego jestestwo” (Evangeli gaudium, 151). Duch Święty sprawił również niewyobrażalny dynamizm apostolski, by nie powiedzieć „szaleństwo” apostolskie Jordana.

Pozwólcie, że zilustruję to następującą historią. Pod koniec życia, już przebywając w Szwajcarii (czwarty zeszyt dziennika rozpoczyna się od notatki: „7 maja 1915. Przeprowadziłem się z Rzymu do Fryburga w Szwajcarii”), Jordan czyta żywot św. Dominika, którego autorem jest Henri Dominique Lacordaire OP . 8 grudnia 1915 roku przepisuje do swojego dziennika dwie myśli zaczerpnięte z tego dzieła: „Modlitwa jest tym wszechmocnym aktem, który stawia moce nieba do dyspozycji człowieka” oraz „Trzeba siać ziarno pszeniczne, a nie je gromadzić” (DD IV 10). Zatrzymajmy się przy tej drugiej myśli. O. Lacordaire pisze:

„Mniemał słusznie Dominik, iż do apostolstwa czynem, a nie samem rozpamiętywaniem wprawiać się należy; i że najpewniejszy środek umocnienia Zakonu, jest to: postawić go od razu w kipiącym odmęcie rozumowań ludzkich. Tak uczniom swoim przyczynę tego pod przenośnią tłómaczył: «a ziarno, mówił, wschodzi i plon wydaje, gdy jest zasiane, a trupieszeje i przepada marnie, gdy jest trzymane w zasieku» (tekst polski za: Henri D. Lacordaire, Żywot świętego Dominika, Berlin 1841, s. 139).

Wydaje się, że Jordan zaczerpnął tę przenośnię - maksymę z innego fragmentu tej publikacji:

„[Św. Dominik] Jako niedawno uczynił był w Paryżu, tak też i w Bolonii postąpił, rozsyłając Braci do przedniejszych miast włoskich, dla nauczania i zakładania klasztorów. Tej się bowiem zawsze reguły trzymał; iż ziarno jest do siania, nie do chowania. Poszli zatem Bracia do Florencji i Medjolanu; zaś Reginaldowi, Bolonję opuścić, a do Paryża udać się kazał. Dominik uważał na to, iż Reginald, jako człowiek wymowny, a wielkiej już pod on czas wziętości, przyczyni się znacznie do rozkrzewienia Zakonu we Francji. Lecz Bracia Bolońscy płakali rzewnie, widząc się oderwanymi od piersi matczynej; bo tak się w tej mierze błogosławiony Jourdain de Saxe wyraża, i dodaje zaraz: «Alić te wszystkie rzeczy, po woli Bożej się działy. Nie było bez cudu to rozsyłanie Braci po różnych stronach świata; zwłaszcza, iż błogosławiony Sługa Boży Dominik, z taką ufnością to czynił, iż nigdy chwili się w tem nie wahał, pomimo wszelkich uwag, które mu nieraz przeciwko temu czyniono. Zdaje się, iż mu Duch S. skutek wcześnie objawiał. A nawet, czyliż wątpić się o tem godzi? Wszakże nie miał zrazu Dominik, prócz kilku Zakonników, wszystkich prawie ludzi prostych, nieuczonych, i tych po całym Kościele Bożym małemi garstkami rozesłał; więc synowie ziemscy wedle rozumu sądząc wyrzucali temu, a mówili głośno: iż psuje a nie buduje. Lecz on, modlitwy swemi towarzyszył wysłanym, a moc Boża szła z nimi, i ziarno to rozpleniała»” (tamże, s. 226-227).

Jak w tym kontekście nie przypomnieć tej sytuacji z historii naszego zgromadzenia, kiedy Jordan wysłał Do Assam misjonarzy, podczas gdy zgromadzenie było jeszcze bardzo, bardzo nieliczne. Wielu przyjmowało to ze zdziwieniem, a nawet z szemraniem, podobnie jak świadkowie postepowania św. Dominika posyłającego braci w różne strony świata. Z perspektywy czasu również pełne dynamizmu apostolskiego decyzje o. Jordana możnaby spuentować podobnie, jak to w stosunku do św. Dominika uczynił bł. Jordan z Saksonii: „Wydaje się, że Duch Święty skłonił go do takiego działania objawiając mu uprzednio jego późniejsze dobre owoce”.

Prośmy Ducha Świętego, by nas, jeśli trzeba, wygnał na modlitwę, w czasie której za całym dynamizmem wypchnie nas również w tę misję, którą chce nam dziś powierzyć.

PSz