Ta strona używa plików Cookie. Korzystając z tej strony zgadzasz się na umieszczenie tych plików na twoim urządzeniu
Język polskiJęzyk polski
pin ul. św Jacka 16, 30-364 Kraków
clock

Sekretariat czynny:
9:00 -12:00 | 14:00 -17:30 | 18:00 -19:00

pinclockphonemailmail

ul. św Jacka 16, 30-364 Kraków

Sekretariat: 9:00 -12:00 | 14:30 -17:30 | 18:00 -19:00

Strona główna

 

up-arrow

Bóg cię kocha! Nie daj się paskudnemu faryzeuszowi!

Bóg cię kocha! Nie daj się paskudnemu faryzeuszowi!
homilia - poniedziałek VI tygodnia zwykłego (rok I), 16 lutego 2015 r.
Rdz 4, 1-15.25; Ps 50, 1.8.16-17.20-21; Mk 8, 11-13

„Faryzeusze zaczęli rozprawiać z Jezusem”. To właściwie klasyczny obraz faryzeuszów w Ewangelii św. Marka. Jeśli prześledzimy wcześniejsze rozdziały - a dziś jesteśmy w rozdziale ósmym - chociażby rozdział drugi, trzeci, a także siódmy, zauważymy, że ilekroć wchodzą oni w kontakt z Jezusem ciągle z Nim dyskutują. I oczywiście problem nie tkwi w dyskutowaniu, bo gdy ono jest poszukiwaniem prawdy, jest czymś pożądanym i dobrym, ale w tym, że dyskutują z Jezusem nie szukając prawdy. Dyskutując z Jezusem chcą Go zdefiniować według własnych wyobrażeń i oczekiwań. Chcą wtłoczyć Jezusa w ramy swojej wizji Boga i swojej teologii. Dlatego za każdym razem ich rozmowy z Jezusem, ich spotkania z Jezusem, nie kończą się dobrze. Jesteśmy tego świadkami również słuchając dzisiejszej Ewangelii. Co takiego dzieje się z faryzeuszami, że w ten sposób wchodzą w relację i przyjmują taką postawę w relacji z Jezusem? Mówię dziś o nich, ponieważ śmiem twierdzić, kochani, że taki faryzeusz siedzi w każdym z nas. W każdym z nas żyje taki rozmówca z Jezusem, taki dyskutant, który może zakłócić dobre spotkania z Jezusem.

Jest coś charakterystycznego, co widać w dzisiejszej Ewangelii, a co - jak się wydaje - zdradza, na czym polega problem faryzeuszów. Warto poznać ich od tej strony, by od tej strony poznać również siebie samego. Otóż, oni chcą „wystawić Go na próbę”, a dokładnie w tekście jest powiedziane, że chcą Go „doświadczać” tak, jak szatan „doświadczał” Jezusa na pustyni (Mk 1, 13; Mt, 4, 1.3; Łk 4, 2). Ks. Jakub Wujek przetłumaczy to wprost, że przychodzą oni „kusić” Jezusa. Dlaczego albo - lepiej nawet zapytać - do czego kuszą Jezusa? Spróbujmy odpowiedzieć sobie na to pytanie. Kuszą, by Jezus dał im znak, a Jakub Wujek doprecyzuje, że chodzi o „znak z nieba”. Tyle tylko, że wszystkie wcześniejsze dyskusje faryzeuszów z Jezusem miały miejsce po tym, jak zobaczyli jakiś znak uczyniony przez Jezusa. Np. w drugim rozdziale Ewangelii św. Marka dyskutują, kiedy widzą, że Jezus uzdrawia sparaliżowanego i kiedy usłyszą Jezusa mówiącego, że oczyszcza jego serce, a przecież to właśnie jest znak z nieba. A potem Jezus daje im jakby znak z ziemi, bo uwalnia również ciało człowieka z paraliżu. Dyskusja, której dziś jesteśmy świadkami, rozgrywa się po drugim cudownym rozmnożeniu chleba. Faryzeusze widzą i nie wierzą. To dlatego Jezus mówi o nich „plemię”, a to określenie oznacza w Biblii „plemię niewierne, niewierzące”. Oto problem faryzeusza, który siedzi również w nas i próbuje nas kusić tutaj, w czasie rekolekcji, i będzie próbować nas kusić również po powrocie do domu. Może Jezus uwolnił nas tutaj z jakiegoś paraliżu, a ów faryzeusz w nas będzie poddawać w wątpliwość, czy to możliwe, czy to rzeczywiście się dokonało. Będzie sugerować, że wymyślamy sobie jakieś „mrzonki”,. Będzie sugerować, że „zaserwowaliśmy sobie tutaj przez osiem dni jakiś odlot”. W czasie rekolekcji Jezus cudownie rozmnożył chleb Słowa i Eucharystii. Może komunikował się z nami tak, jak nigdy tego wcześniej nie doświadczyliśmy w naszym życiu. Doświadczyliśmy Boga bliskiego, który komunikuje swoje życie. Doświadczyliśmy Boga, który nas tak ukochał, że dla nas stał się chlebem. Doświadczyliśmy Boga, który codziennie chce być tak blisko, że bliżej nie można, bo w sercu. Oto znak! A ten faryzeusz będzie wciąż podsuwać wątpliwości, czy to jest możliwe, czy rzeczywiście Bóg chce się do mnie zbliżyć i zamieszkać we mnie, czy Bóg w ogóle na mnie patrzy i mnie kocha, i czy Bóg znając moją historię i moją teraźniejszość naprawdę chce się ze mną komunikować. Paskudny faryzeusz! To paskudny faryzeusz, który może przeczytał wiele teologicznych książek, a może nawet zna na pamięć całe fragmenty Biblii, a wciąż kwestionuje moc Boga działającego w moim życiu i kusi do kwestionowania miłości Boga względem mnie. I wciąż kusi do szukania innych znaków, nowych znaków.

Kiedy św. Marek pisze, że faryzeusze wystawiają Jezusa na próbę, używa tego samego czasownika, który usłyszymy już za niedługo, w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu. Od pierwszego Ewangelisty usłyszymy, że Jezus „czterdzieści dni przebył na pustyni, kuszony przez szatana” (Mk 1, 13), natomiast od kolejnych, św. Mateusza i św. Łukasza, dowiemy się, o jakie kuszenie chodziło. Do czego kusił Jezusa szatan na pustyni i do czego chce nas kusić ów „paskudny faryzeusz”? Jezus na pustyni nie był kuszony do tego, by zrezygnował z realizacji planu zbawienia! Jezus nie był kuszony do tego, by nie zbawiał świata! Jezus był kuszony w bardzo „paskudny” sposób, był kuszony bardzo przebiegle i podstępnie: „Zbawiaj, ale zrób to po swojemu! Przecież nie musisz tego robić tak, jak Ci to Ojciec powiedział! Przecież możesz być dobry inaczej! Możesz zamanifestować swoją moc! Masz przecież możliwości! Zostaw plan i mentalność Ojca! Zbawiaj i bądź dobry, ale zrób to inaczej, zrób to po swojemu!”. To jest pokusa, która może nam towarzyszyć w codzienności: pokusa, by robić wiele, ale nie wsłuchując się w serce Ojca. To pokusa, by działać, pracować, troszczyć się i zmagać, ale nie przykładając ucha do serca Ojca. Jezus wiedział, że to najbardziej niebezpieczna pokusa, bo ona pod pozorem dobra „wyprowadza w pole”. Na tym polegała choroba biednych faryzeuszy. Oni byli przekonani, że przychodzą do Jezusa jako wysłannicy Boga. W naszym życiu niebezpieczeństwo tkwi w tym, że tak bardzo możemy być przekonani, iż czynimy dobro, że na modlitwie będziemy usiłowali nawracać samego Pana Jezusa: „Popatrz, Jezu, jakie to piękne! Któż by to lepiej wymyślił!”. Oto te nasze pełne pomysłów i planów kartki, które przynosimy na modlitwę tylko po to, by Jezus je podpisał. A Jezus przyszedł na świat z pustą kartką, podpisaną przez siebie, którą Ojciec wypełniał swoją wolą; i Jezus czytał to, co Ojciec zapisał, i co przeczytał, to robił.

Kochani, w dniu spowiedzi otrzymujemy niezwykle ważne słowo, słowo Boga właśnie na ten dzień. Przecież, gdybyście nie uwierzyli i nie zaufali, że Bóg jest Miłością, że On tyle razy przebaczał i znowu przebaczy, to nikt z nas nie odszedłby od kratek konfesjonału uzdrowiony. Leczy nas miłość Boga, ale leczyć nas może - i to jest niezwykła pokora Boga - dlatego, że Mu wierzymy i wyznajemy: „Wierzę, że mnie kochasz! Wierzę, że dla mnie przyszedłeś na ten świat! Wierzę, choć nieraz się buntuję i spieram, ale ostatecznie wierzę! Nawet się wkurzam, bo wiem, że Ty masz rację, ale Ci wierzę!”. I dlatego jesteśmy dzisiaj wolni i oczyszczeni! I dlatego jesteśmy dzisiaj gotowi, by żyć dalej! Drodzy, dbajmy mocno o Jezusa w naszym sercu. Dbajmy o Jezusa, którego dzisiejsza Ewangelia ukazuje nam jako całkowicie wiernego Ojcu. On nie idzie za podszeptem faryzeuszów, nie ulega faryzejskiemu kuszeniu pod pozorem dobra. Jezus rozpoznaje fałszywe podszepty i to paskudne kuszenie, bo ucho ma wciąż przyłożone do serca Ojca. A Ojciec nas nigdy nie zostawi, jak nigdy nie zostawił swojego Umiłowanego Syna. Ojciec również do nas mówił nad brzegiem Jordanu: „Tyś jest moje dziecko umiłowane, w tobie mam upodobanie!”.

Jezus „wsiadł z powrotem do łodzi i odpłynął na drugą stronę”. Zostawił faryzeuszy, ale na pewno płynąc w łodzi miał ich w swoim sercu. Bibliści mówią, że to „na drugą stronę” oznacza „do kraju pogan”. Jezus udał się do pogan, szukając tam wierzących, bo wśród tych, którzy siebie samych określali wierzącymi, wiary nie znalazł. To nas uczy głębokiej pokory. Obyśmy umieli razem z Jezusem przeprawiać się „na drugą stronę”, ilekroć ów paskudny faryzeusz w nas szepce czy dyskutuje kwestionując słowo Boga wypowiedziane do nas i tak liczne znaki dokonane przez Boga w nas w tych dniach świętych rekolekcji. Pamiętaj więc o słowie Boga i znakach danych ci przez Boga! Noś je w sercu! Jeśli ci to pomoże, wypisz sobie dziś wieczorem albo jutro rano na kartce znaki, które Bóg ci dał i słowa, którymi Bóg cię pokrzepił i poprzez które objawił ci swoją miłość! Noś je w pamięci serca, jak największy skarb, i chroń przed podszeptami paskudnego faryzeusza, który je kwestionuje i kusi cię, byś domagał się czy domagała się od Boga innych, „nowych” czy „lepszych” znaków! Najważniejszy znak otrzymałeś: spotkałeś Jezusa! To jest znak zbawienia! Nie ma innego! Noś go więc w sercu i pielęgnuj, jak czyniła Maryja! Strzeż tego znaku przez codzienne słuchanie słowa Bożego, przez adorację Jezusa w Eucharystii, przez kontemplację.

Krzysztof Wons SDS