Ta strona używa plików Cookie. Korzystając z tej strony zgadzasz się na umieszczenie tych plików na twoim urządzeniu
Język polskiJęzyk polski
pin ul. św Jacka 16, 30-364 Kraków
clock

Sekretariat czynny:
9:00 -12:00 | 14:00 -17:30 | 18:00 -19:00

pinclockphonemailmail

ul. św Jacka 16, 30-364 Kraków

Sekretariat: 9:00 -12:00 | 14:30 -17:30 | 18:00 -19:00

Strona główna

 

up-arrow

Słowo, które oczyszcza i błogosławi

homilia na zakończenie rekolekcji:  niedziela – 14 lutego 2010
Jr 17, 5-8; 1 Kor 15, 12.16-20; Łk 6, 17.20-26

U końca tych świętych ćwiczeń otrzymujemy Słowo - słowo na drogę. Ono jest zawsze z nami. Ono jest zawsze tam, gdzie my jesteśmy. I to Słowo przypomina nam dzisiaj, że jest słowem błogosławieństwa, ale jest także słowem, które przestrzega. Błogosławieństwo Słowa polega także na tym, że ono oczyszcza, że ono potrafi do nas powiedzieć „biada”, że ono mówi: „Przeklęty człowiek, który nie pokłada nadziei w Bogu, ale w człowieku ją pokłada”. Bardzo potrzebujemy jednego i drugiego słowa. Być może, kiedy przyjeżdżaliśmy, przyjechaliśmy na te rekolekcje – zwłaszcza wtedy, kiedy byliśmy utrudzeni, zmęczeni – czekaliśmy na słowo ukojenia, czekaliśmy na słowo błogosławieństwa, na słowo, które nas pocieszy, które nas umocni. I być może na początku – mówiąc naszym językiem – to Słowo nas zawiodło albo zawodziło, rozczarowało, ponieważ stawało się, jak mówi Jeremiasz, słowem, które jest jak młot, jak ogień. Ale Słowo jest takie, można powiedzieć, od początku świata.

Jeśli zaglądniemy do pierwszej stronicy Biblii, jest zawsze właśnie takim Słowem. Słowo, by nam mogło pobłogosławić, musi nas oczyścić. Słowo, by mogło wprowadzić w nasze życie szczęście, musi także nas uwolnić od tego, co jest chaosem, co nam szczęście zabiera, co nie pozwala nam żyć. I zaczęliśmy powoli rozumieć sens tego Słowa. zaczęliśmy powoli rozumieć, że ono jest prawdziwe, że naprawdę nas kocha, że jest nam wierne. Słowo, które prowadzi do błogosławieństwa i do życia, prowadzi tam także poprzez oczyszczenie. Zwróćmy uwagę, że to Słowo właśnie tak stwarzało świat: najpierw oddzielało od chaosu, oddzielało ciemności od światła, ziemię od wody, wody górne od wód dolnych. Oto Słowo, które oddziela, które jest jak miecz, które oczyszcza. To Słowo już jest błogosławieństwem.

W dzisiejszych czytaniach wydaje się, jakby Słowo Boga przekamarzało się ze Słowem Boga, bo raz mówi „przeklęty człowiek”, a innym razem mówi „błogosławiony”; raz mówi „błogosławieni jesteście”, a innym razem „biada”. Ale to jest jedno i to samo Słowo, które nas kocha. Kto chciałby przyjąć słowo błogosławieństwa, nie przyjmując słowa „biada”, ten tak naprawdę nie przyjmuje Słowa do końca. Dlatego że my, aby przyjmować codziennie Słowo do końca, potrzebujemy także słowa oczyszczenia. Bo nasze brudy, to co w nas jest jeszcze zanieczyszczone, często nie słyszy słowa błogosławieństwa. Orygenes mówi, że jesteśmy jak studnia, jak studnia wody. I nasze wody, wody naszego życia, są bardzo podobne do wód Pisma świętego. Są podobne, ponieważ nasze życie jest życiem na obraz i podobieństwo Boga. Jesteśmy podobni do Słowa. Jesteśmy podobni do Tego Słowa, które nas stworzyło. Jeśli w nas ta woda jest czysta, wtedy słyszymy Słowo Boga w sposób czysty, słyszmy że jest zawsze słowem błogosławieństwa. Ale kiedy studnia naszego życia jest zabrudzona, kiedy w niej jest brud czy zanieczyszczenie, wtedy bardzo potrzebujemy słowa, które najpierw oczyści nas, które uwolni wody naszego życia od tego, co nie potrafi przyjąć błogosławieństwa. I dlatego słyszymy w dzisiejszym pierwszym czytaniu od Jeremiasza, który znał smak Słowa będącego jak ogień oczyszczający i jak błogosławieństwo, słyszmy jak mówi: „Przeklęty mąż, który nadzieję pokłada w człowieku”.

To nie Bóg przeklina. Zapamiętajmy to sobie i miejmy to zawsze w sercu mocno i z wiarą zakorzenione. Bóg nigdy nie przeklina. Bóg nigdy nie prowadzi człowieka do śmierci. Bóg tylko pokazuje człowiekowi drogi, którymi człowiek chodzi. I jeśli są to drogi śmierci, to Bóg będzie mówił „przeklęte te drogi”, bo kocha człowieka. Będzie mówił zawsze prawdę o nas. Będzie mówił o przekleństwie tam, gdzie idziemy drogą przekleństwa. Ale nie dlatego, że to Bóg przeklina. W Nim nie ma przekleństwa. Bóg jest życiem. Bóg hojnie obdarza życiem. Przekleństwo jest zawsze tam, gdzie próbujemy czerpać z cystern popękanych, jak powie w innym miejscu Jeremiasz. Taką cysterną popękaną jest człowiek sam z siebie. Człowiek sam z siebie nie ma pełni życia. I także wtedy, gdy może dać namiastkę życia, gdy może dać trochę życia i nie daje nigdy pełni życia, wówczas takie życie – które jest tylko namiastką życia, w którym jest trochę życia – w porównaniu z pełnią życia w rzeczy samej jest przekleństwem. Ponieważ może nas nakarmić tylko trochę i nigdy nie może nas nasycić.

Dlatego Bóg z miłością mówi do nas: „Przeklęty ten, który upatruje siłę w ciele, upatruje siłę w człowieku i odwraca serce od Boga”. Taki człowiek – zauważmy to sugestywne porównanie – jest podobny do dzikiego krzaka na stepie. Na początku, kiedy jeszcze nie było Słowa, świat nie był jeszcze światem, świat był dzikością, był chaosem, był dzikim stepem. Wszystko, co rosło w dzikości, było dzikie. Kiedy pojawia się Słowo, pojawia się harmonia. Człowiek, który żyje poza Słowem, żyje zawsze jak krzak na dzikim stepie, na pustyni słonej i bezludnej. Takie jest życie bez Słowa.

Moi drodzy! Chrześcijanin, człowiek wierzący, to człowiek, który wie, że życie ze Słowem, życie blisko Słowa, życie w kontakcie ze Słowem wcale nie jest luksusem. Jest koniecznością. To wcale nie jest tak, że jest jakimś wyjątkowym wydarzeniem czy luksusem przeżyć w ciągu dnia medytację, otworzyć Biblię, przeczytać Słowo. Drodzy! To nie jest luksus! To nie jest coś wyjątkowego! To nie jest tak, że tylko niektórzy mogą sobie na to pozwolić. To jest konieczność naszego życia! Bo źródło życia jest tylko w Słowie, poza Nim nie ma życia. To nam chce dzisiaj Bóg powiedzieć w swoim Słowie.

Dlatego tak bardzo błogosławi dzisiaj ubogich. Bo kim jest „anawim” – „ubogi”? To ten, który już przekonał się w życiu, zawieszony jakby między niebem i ziemią, że jedynym jego oparciem jest Bóg, że nie ma w nikim innym oparcia. Kiedy człowiek straci już wszystkie swoje oparcia i kiedy już po ludzku nie może się na niczym innym oprzeć, tylko na Bogu, wtedy paradoksalnie przeżywa najbardziej błogosławiony czas. Błogosławiony nie dlatego, że cierpi, bo cierpienie zawsze jest przekleństwem; ale błogosławiony dlatego, że w tej sytuacji cierpienia najbardziej przekonuje się, że jedynym jego oparciem jest Bóg. I jeśli wcześniej na czymkolwiek innym się opierał, to wszystko musi go prędzej czy później rozczarować, ponieważ nie daje oparcia do końca. Dlatego Bóg błogosławi ubogich. Nie za ich biedę, ale za to, że w tej biedzie odnajdują wreszcie Boga i potrafią się na Nim oprzeć.

Błogosławi głodujących nie dlatego, że głód jest błogosławieństwem, ale dlatego że chwilą błogosławioną jest taki moment, kiedy człowiek staje się głodny Boga, kiedy krzyczy za Bogiem z głodu. To jest błogosławieństwo prawdziwe, bo wtedy człowiek może się przekonać, że tylko Bóg go może nasycić. I kiedy płacze i uświadamia sobie, że nikt nie może otrzeć jego łez tak, jak ociera je Bóg. Piękny jest ten werset psalmu mówiący o Bogu, który idzie za płaczącym człowiekiem i zbiera jego łzy do swojego bukłaka. Jaki piękny obraz Boga! Bóg, który idzie za mną, zbiera moje łzy do swojego bukłaka. Tylko Jezus mógł otrzeć łzy Piotra, który płakał; i ten płacz Piotra mógł się zamienić w rozpacz. Jednak Bóg tak ociera nasze łzy, aby nasz płacz mógł stać się jak wiosna, jak wiosenny deszcz, który użyźnia ziemię naszego życia i sprawia, że wszystko rośnie, wszystko na nowo zakwita. Właśnie łzy mogą stać się początkiem wiosny. Ale tylko Bóg potrafi tak przemienić życie: z człowieka płaczącego w człowieka, który cieszy się wiosną.

I wreszcie „błogosławieni jesteście, gdy was nienawidzą, gdy was wyłączą spośród siebie…”. Co mówisz, Boże? – chciałoby się powiedzieć. I znowu, rzecz jasna, że nie jest błogosławieństwem ludzka nienawiść albo życie w takiej sytuacji, kiedy człowiek jest odrzucony przez wszystkich. Ale błogosławieństwem w takiej sytuacji może stać się to, że człowiek zrozumie, że nikt się nim tak nie opiekuje, jak Bóg; że w nikim nie odnajduje prawdziwej nadziei, jak tylko w Bogu. Błogosławieństwem w takiej sytuacji może stać się odkrycie, że człowiek jest labilny, jest niepewny, jest podzielony: dzisiaj może nas wynieść na piedestał, a jutro nas może z niego zrzucić, dzisiaj nas może wziąć w ramiona, a jutro nas może odrzucić. W Bogu i w Jego ramionach, w Jego Słowie zawsze znajdujemy pewność. Pewność możemy znaleźć również w każdym człowieku, który swą pewność znajduje w Bogu. Pewni możemy czuć się przy osobach, które są zakorzenione w Bogu. Błogosławione te osoby! I błogosławieni my, kiedy żyjemy opierając się także na tych, którzy opierają się na Bogu!

Musimy usłyszeć „biada”. To „biada”, jeśli je dobrze zrozumiemy, tak naprawdę jest dla nas błogosławieństwem. Biada, kiedy jesteśmy bogaci, to znaczy: kiedy opływając we wszystko, opieramy się na tym, co wydaje się nam dawać życie. „Biada”, to znaczy: musisz przeżyć rozczarowanie, przeżyjesz je, ale dzięki temu – zauważmy – „biada” może się zamienić w błogosławieństwo. Kiedy przeżyję rozczarowanie, kiedy naprawdę przeżyję w moim życiu „biada”, to znaczy: kiedy przestanę ja biadolić, a zacznę słuchać Boga, wtedy odczuję i zrozumiem, że w tym Bożym „biada” jest dla mnie błogosławieństwo, że Bóg mnie pierwszy podnosi. I właśnie wtedy, kiedy wydawało mi się być bogaczem i staję się w jednej chwili ubogi, biedny i nędzny, w Bogu zawsze odnajdę moje prawdziwe bogactwo. I biada mi, kiedy jestem nasycony, ponieważ moje nasycenie, jeśli czerpie tylko z własnego życia, kłamie, że może mnie nasycić do końca; bo jutro będę głodniejszy niż wczoraj, kiedy wydawało mi się, że byłem nasycony. I biada mi, gdy się teraz śmieję, a potem smucić się i płakać będę. Co to znaczy? Czy Bóg nie lubi śmiejących się? Czy Bóg nie kocha tych, którzy się uśmiechają? Kto nam dał uśmiech? Od kogo nauczyliśmy się śmiać, jak nie od Boga? Dziecko, właśnie dziecko, kiedy się rodzi i płacze, uczy się powoli odnajdywać w tym świecie oczy Boga, aby mogło się uśmiechać. Bóg nie chce, abyśmy śmiali się próżno, aby nasz śmiech zapadał w pustkę. Bóg chce, aby nasz śmiech czerpał z Niego, z Jego Serca, z Jego Miłości. Dziękujmy Bogu za dzisiejsze błogosławieństwa, ale także tak samo dziękujmy za Jego „biada”.

„Błogosławiony człowiek, który w Prawie Pańskim upodobał sobie i rozmyśla nad nim dniem i nocą”, który dniem i nocą kształtowany jest przez Jego Słowo. Taki człowiek jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, które wydaje owoc w swoim czasie. Trzeba być ubogim, trzeba być głodnym, trzeba być płaczącym i trzeba nieraz doświadczyć opuszczenia przez innych, aby wreszcie uwierzyć, że Jego Słowo zawsze wydaje owoc w swoim czasie. Zostawmy Jemu ten czas, czas owocowania w naszym życiu! Jak zostawił go Bogu, to niezwykła historia, Eugenio Zolli - rabin Rzymu, który nawraca się dzięki przeżyciu mistycznemu, którego doświadcza w synagodze. Objawił mu się Jezus Chrystus, Syn Ojca. I od tej pory rozpoznaje Nim Mesjasza, na którego czekał tyle lat. W 1945 r. prosi o chrzest, a potem jego życie staje się niezwykłą przygodą z tym samym Słowem, które czytał, które studiował, którego poszukiwał nieustannie w Pismach. Ostatecznie spotkał Jedyne Słowo Wcielone, Jezusa Chrystusa. Obyśmy mogli pomodlić się tak, jak on, u końca swojego życia: „Moje życie zbliża się do końca. Jestem zmęczony, wyczerpany długą walką. Bóg jest światłem. Walczyłem o to, by posiąść światło Boga. ‘Wieczorną porą będzie jasno’, mówi prorok o 'Dniu Pańskim'. [...] Panie, zwyciężyłeś! I bądź pochwalony za to zwycięstwo, które raczyłeś odnieść nad istotą tak kruchą, nad liściem niesionym przez jesienny wiatr” [cyt. za: B. Forte, Cztery noce zbawienia. Pascha w tradycji żydowskiej, Kraków 2010, s. 62].

ks. Krzysztof Wons SDS