Ta strona używa plików Cookie. Korzystając z tej strony zgadzasz się na umieszczenie tych plików na twoim urządzeniu
Język polskiJęzyk polski
pin ul. św Jacka 16, 30-364 Kraków
clock

Sekretariat czynny:
9:00 -12:00 | 14:00 -17:30 | 18:00 -19:00

pinclockphonemailmail

ul. św Jacka 16, 30-364 Kraków

Sekretariat: 9:00 -12:00 | 14:30 -17:30 | 18:00 -19:00

Strona główna

 

up-arrow
07.04.2012

Pierwsza procesja rezurekcyjna: nie było neoprezbiterów, były ich matki

Homilia wygłoszona przez ks. Krzysztofa Wonsa SDS w czasie Wigilii Paschalnej, 7 kwietnia 2012 r. (rok B: Mk 16, 1-8), w kościele salwatorianów pw. Boskiego Zbawiciela w Krakowie, ul. św. Jacka 16.

 Po co ta modlitwa o zmroku? Ziemia z wolna kładzie się spać, rozświetlone miasto kusi sobotnią rozrywką, programy telewizyjne czekają ze świątecznymi atrakcjami. Po co komu ta przydługa celebracja? Kościół odpowiada prosto, słowami, którymi przywitał nas na początku. Być może nie wszyscy je usłyszeli. Warto je powtórzyć: „Drodzy bracia i siostry, w tę najświętszą noc, w którą nasz Pan Jezus Chrystus przeszedł ze śmierci do życia, Kościół wzywa swoje dzieci rozproszone po całym świecie, aby zgromadziły się na czuwanie i modlitwę”.

Jesteśmy tutaj, ponieważ wierzymy, że to nie jest zwyczajna noc, ale „najświętsza”. Zmieniła losy świata. Diakon oznajmił uroczystym śpiewem: „Tej właśnie nocy Chrystus skruszywszy więzy śmierci, jako zwycięzca wyszedł z otchłani”. Jaki to ma realny związek z nami: z Twoją rodziną, moją wspólnotą, z naszym miastem, ojczyzną, światem? Przecież śmierć istnieje nadal. Dalej kopiemy groby. Ludzie chorują i umierają, a otchłań ludzkiego bólu i cierpienia nawiedza każdy zakątek ziemi. Wystarczy pójść do szpitali czy sierocińców albo spojrzeć w oczy młodemu człowiekowi, który znalazł się w rynsztoku, odurzając swój marazm alkoholem i narkotykami. Tej nocy, zanim zacznę świętować zmartwychwstanie, chcę Cię, Panie Jezu, zapytać: co tak naprawdę zmieniło się od tamtej nocy, w której, jak uczy mnie Kościół, przeszedłeś ze śmierci do życia? Czy nawiedziłeś wtedy miejsca, w których człowiek umiera z braku miłości, gdzie jest krzywdzony i poniewierany przez innych? Czy zapukałeś do domów agnostyków, ateistów i nihilistów? Czy się im ukazałeś? Gdzie przebywasz Jezusie Zmartwychwstały? Czy byłeś w szpitalu maleńkich dzieci umierających na raka, o których opowiada mi moja siostra pielęgniarka? Czy byłeś w więzieniu Asii Bibi, pakistańskiej matki pięciorga dzieci, która czeka na wyrok śmierci, dlatego, że powiedziała głośno, że Cię kocha? Orędzie wielkanocne, które głosi Kościół jest piękne, ale i trudne zarazem.

Jezus zmartwychwstały nie zstąpił z nieba z wielkanocną chorągwią w ręku. On wyszedł z otchłani. Skruszył więzy śmierci i jako zwycięzca wyszedł z otchłani. A więc był w tych wszystkich miejscach, o które pytałem? Więcej jeszcze. Był w otchłani o wiele potworniejszej. W Credo wyznajemy, że zanim ukazał się żyjący jako zmarły „zstąpił do piekieł”. Był w otchłani piekielnej, zszedł do niej w Wielki Piątek, gdy konał na krzyżu. Otchłań największych ciemności, których po ludzku nie można sobie wyobrazić. Większa od wszystkich tych miejsc, o które pytałem. Największą otchłanią, w którą wszedł Jezus, jest sam rdzeń grzechu, korzeń i powód wszelkiego cierpienia, także tego najbardziej niewinnego. On najbardziej niewinny poznał cierpienie niewinnych. Wszedł w miejsca najgłębszej ludzkiej depresji, tam, gdzie przeczuwa się jedynie nicość, pustkę, gdzie nie czuje się oddechu Boga, nie widzi Jego miłującego spojrzenia i uśmiechu i nie słyszy Jego głosu.

Nie zapomnę słów, które napisał do mnie pewien człowiek z pogmatwaną historią życia, od roku w depresji: „Ojcze, gdybym miał namalować piekło, namalowałbym depresję. Ból duszy, samotność, ciemność i przerażająca pustka”. Właśnie tam, w swojej największej depresji, spotkał Jezusa. On, zanim ukaże się jako zmartwychwstały, jest w każdej ludzkiej otchłani. Wierzysz w to, że wszedł tam, gdzie najbardziej czekasz na miłość, gdzie jesteś zagubiony i samotny, powalony przez cierpienie? Wierzysz, że jest z tobą tam, gdzie inni cię opuszczają?  Od tamtego dnia, kiedy zstąpił do otchłani, nie jako zwycięzca z flagą wielkanocną, ale jako pobity i zmarły pośród zmarły, mogę powiedzieć, nie ma już takiego miejsca w moim życiu, w którym nie byłby obecny. Posłuchajmy, jaką piękną starożytną homilią modlili się dzisiaj na brewiarzu kapłani całego świata i nie tylko oni: „Co się stało? Wielka cisza spowiła ziemię; wielka na niej cisza i pustka. Cisza wielka, bo Król zasnął. Ziemia się przelękła i zamilkła, bo Bóg zasnął w ludzkim ciele, a wzbudził tych, którzy spali od wieków. Bóg umarł w ciele, a poruszył Otchłań. (…). Przyszedł więc do nich Pan, trzymając w ręku zwycięski oręż krzyża.  Ujrzawszy Go praojciec Adam, pełen zdumienia, uderzył się w piersi i zawołał do wszystkich: 'Pan mój z nami wszystkimi!'. I odrzekł Chrystus Adamowi: 'I z duchem twoim!'. A pochwyciwszy go za rękę, podniósł go mówiąc: 'Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus (…). Tobie, Adamie, rozkazuję: Zbudź się, który śpisz! Nie po to bowiem cię stworzyłem, abyś pozostawał spętany w Otchłani. Powstań z martwych, albowiem jestem życiem umarłych'. (…)”.

Oto gdzie jest mój Jezus, o którego pytam. Od Wielkiego Piątku, od chwili kiedy skonał na krzyżu, schodzi we mnie do otchłani mojej biedy moralnej i duchowej, tam, gdzie jest najbardziej ciemno, tam gdzie raniłem i byłem raniony, gdzie odchodziłem od Boga i zdradzałem Go kochając bardziej grzech niż Jego samego; schodzi wszędzie tam, gdzie jestem najbardziej samotny i sponiewierany przez zło.

Oto dlaczego dzisiaj rozpoczęliśmy modlitwę w ciemnościach; zostaliśmy wezwani, aby wyjść na zewnątrz, w otaczający nas mrok, przypominający o najbardziej mrocznych otchłaniach naszego grzechu. Weszliśmy w ten w mrok nie po to, aby zapatrzeć się w ciemności, lecz aby spotkać się ze światłem, które rozbłyska w ciemnościach. A potem wtuleni w to światło, czując na sobie jego ciepło, podając je sobie nawzajem, zobaczyliśmy jak pokonuje ono mroki, jak świątynia rozbłyska obecnością jedynego światła, którym jest nasz Pan.

Tej nocy, Kościół pomaga nam przeżyć na nowo, największą nadzieję naszego życia. Nawet jeśli tego wieczoru przyszedłeś do świątyni złamany cierpieniem, nękany ludzką krzywdą, zniewolony grzechem, osamotniony i przeżywający pustkę, możesz powiedzieć: w mojej otchłani nie jestem sam. Jezus przychodzi do mnie, schodzi tam, gdzie czuję się najbardziej sponiewierany przez własny lub innych grzech i mówi: „Powstań z martwych, albowiem jestem życiem umarłych. (…)".

Więc już wiem, że On był i jest razem ze mną w otchłani mojej moralnej i duchowej śmierci. Ale przecież On przeszedł ze śmierci do życia. Opuścił otchłań. Chcę zapytać, Jezu, o Twoje zmartwychwstanie: Dlaczego świat tkwi nadal w biedzie i otchłani grzechu? Dlaczego tyle otchłani w świecie?  Może nie poradziłeś sobie, Panie, ze złem? Może grzech tego świata Cię przerósł? Biorę znowu do ręki brewiarz i słyszę jak mówisz do mnie: „Powstań, wyjdźmy stąd! (…). Gotowy już jest niebiański tron, w pogotowiu czekają słudzy, już wzniesiono salę godową, jedzenie zastawione, przyozdobione wieczne mieszkanie, skarby dóbr wiekuistych są otwarte, a królestwo niebieskie, przygotowane od założenia świata, już otwarte". "Powstań, wyjdźmy stąd!”. Jakbyś mówił do mnie: Przestać gapić się w otchłań, w zło, które wydaje się zwyciężać. Wyjdź razem ze Mną z grobu Twoich czarnych myśli. Musimy to zrobić razem. Mogłem umierać w Tobie samotny, bez ciebie, ale bez ciebie nie mogę w tobie zmartwychwstać.

Popatrz na kobiety z dzisiejszej Ewangelii, które wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, udały się do grobu. Po co tam poszły, skoro spodziewały się, że zastaną jedynie moją śmierć, moje martwe ciało? Słyszysz, jak pytają: „kto nam odsunie kamień”? Jeszcze nie wiedzą, że grób jest pusty, że kamień już odsunięty, że Ja już zmartwychwstałem. Nie wiedzą, że rzeczywisty grób, o którym mówią to ich serce, zajęte przez ciemności smutku i żalu, że ciężki kamień, którym się martwią, to nieopuszczająca ich trauma po Wielkim Piątku. W swojej wyobraźni widzą jedynie moje martwe ciało. Ale właśnie te kobiety uczynię pierwszymi świadkami mojego zmartwychwstania. Pierwsze objawienie mojego zmartwychwstania dokonuje się w sposób niezwykle prosty, pośród osób bardzo prostych. Nie jest spektakularne. Świat, który przywykł do zwycięstw spektakularnych, do fanfar i „fajerwerków” nie potrafi dostrzec mojego zwycięstwa nad otchłanią i śmiercią, które dokonuje się codziennie na ich oczach. Trzeba jednak mieć oczy głębokie, jak oczy kobiet idących do pustego grobu. 

Drodzy! Oto Kościół i świat, w którym objawia się zmartwychwstały. Taki Kościół jest nam przecież bardzo bliski: Kościół nie duchowych gigantów, ale ludzi prostych i kruchych, usiłujących wierzyć, mających wiele pytań do Boga, z kamieniem bólu w sercu, którzy nie raz przeszli przez Golgotę, utracili najbardziej ukochane osoby, z którymi wiązali tyle nadziei. Spójrz na pierwszą „procesję” do pustego grobu. Nie jest to zwycięski orszak ludzi dumnych z siebie, z wiarą bez pytań, ze sterylnie czystą nadzieją i miłością. To Kościół ludzi słabych, jak ewangeliczne niewiasty, złamanych ludzkim grzechem, ale z wonnościami w ręku, kochających Boga aż po grób, Kościół ludzi, których miłość przeczuwa zwycięstwo nad śmiercią, którzy nigdy nie rezygnują, mają nadzieję wbrew nadziei, wierzą, że miłość nigdy nie umiera. W takim Kościele każdy się zmieści. To Kościół świętych i grzeszników. Świętych najczęściej rozpoznajemy w Kościele dopiero po ich śmierci. Grzeszników od razu. Za życia mało kto się liczy z ludźmi świętymi, poszukującymi prawdy, wiernymi Bogu, gdy On wydaje się przegrywać. A jednak ci, którzy w oczach świata wypadają blado, na których wielu nie postawiłoby nawet złotówki, uważani za słabeuszy, właśnie oni są filarami Kościoła i świata, przeczuwający obecność Zmartwychwstałego, tam gdzie inni już dawno chcieliby pogrzebać wiarę, nadzieję i miłość. 

Oto Kościół pierwszej Wielkanocy, niespodzianka Ewangelii. Przyglądnijmy się uważnie tym trzem kruchym istotom. Kogo widzimy w pierwszej procesji rezurekcyjnej Kościoła? Nie do wiary. Nie ma wśród nich neoprezbiterów, wyświęconych w Wielki Czwartek, nie ma ich ani na początku, ani na końcu procesji. W Wielki Czwartek, w Wieczerniku byli najbliżej ołtarza. Teraz zostali w domu. Jezus będzie musiał sam przyjść do nich zapłakanych – napisze Marek. W procesji do groby są matki apostołów: Salome, mama Zebedeuszów, Maria - mama Jakuba Młodszego i ocalona przez Jezusa Maria Magdalena, którą obsiadło kiedyś siedem złych duchów. Oto pierwszy Kościół w drodze do grobu. Od nich drogi do grobu i na pierwszą rezurekcję uczyć się będą pierwsi hierarchowie i wielu innych. One otwierają orszak pierwszych wiernych, którzy doświadczyli zmartwychwstania Jezusa.

Zapytajmy jednak: Gdzie doświadczyły zmartwychwstania kobiety pierwotnego Kościoła? W grobie. W miejscu najbardziej beznadziejnym na ziemi. Tam, gdzie myśli się o śmierci. Jak doświadczyły zmartwychwstania? Czy widziały na własne oczy, jak Jezus zmartwychwstawał? Nie. Zobaczyły Go od razu na własne oczy? Nie. Usłyszały tylko jedno słowo: "Powstał!". Najbardziej ulubione przez Ewangelistów słowo: „egerio” – „ożywić”. Jezus został ożywiony! Przez kogo? Przez Ducha Ojca. Tłumacząc to słowo R. Cantalamessa  używa poruszającego obrazu: „Ojciec przybliżył się do Jezusa w grobie, jak zbliża się delikatnie do łóżeczka śpiącego dziecka, i ożywił Go ze snu śmierci. Ojciec zbliża się do grobu swego Syna i woła: „Synu mój, Tobie mówię wstań!”, a Jezus podnosi się i zmartwychwstaje". Jutro w antyfonie Mszy św. na wejście Kościół włoży w usta Jezusa słowa psalmu 3 i 138 i usłyszymy jak mówi do Ojca: „Byłem umarły, a oto jestem z Tobą, położyłeś na mnie swą rękę…”. Wszystko dokonuje się w intymności.

Zmartwychwstanie nie jest spektaklem, nie wolno redukować go do faktu czysto publicznego, zewnętrznego. Zmartwychwstanie jest aktem nieskończonej tkliwości, z jaką Ojciec ożywia przez Ducha swojego Syna. „Bóg kocha naprawdę, więc jest niewidzialny” – napisał ks. Twardowski. Zło jest widzialne, ale nie oznacza to, że jest silniejsze od Boga. Kto ma oczy wiary, jak owe trzy kobiety idące do grobu, ten nawet w grobie spotka życie i uwierzy. Gdy byłem klerykiem spotkałem Zmartwychwstałego w pięcioletniej Klaudii, umierającej na raka. Opowiadała mi o Bogu i życiu z taką pasją, jakiej nie znajdowałem w sobie. Opowiadała mi jej mama, że kiedyś w nocy przebudziła się i zobaczyła w ciemnościach Klaudię, która na paluszkach, by jej nie zbudzić, szła do swojego stoliczka, by zmienić sobie opatrunek. Choć zmarła mając sześć lat, jest dla mnie dowodem na zmartwychwstanie. Wy też na pewno, spotkaliście Go zmartwychwstałego. Trzeba się tylko dobrze rozglądnąć, przywołać „wydarzenia wielkanocne” z pamięci.

Musimy prosić o oczy i uszy wierzących kobiet, abyśmy mogli Go spotkać w naszym życiu, także wtedy, gdy droga prowadzi do grobu. Grób jest pusty, a Jezus czeka na zewnątrz na moje zmartwychwstanie. „Jezu zmartwychwstały przymnóż mi wiary, abym mógł zaśpiewać z innymi: „Raduj się, ziemio, opromieniona tak niezmiernym blaskiem, a oświecona jasnością Króla wieków, poczuj, że wolna jesteś od mroku, co świat okrywa! (…) Ta zaś świątynia niechaj zabrzmi potężnym śpiewem całego ludu”: Chrystus zmartwychwstał. Prawdziwie  zmartwychwstał.